czwartek, 23 czerwca 2011

Moja Róża bez kolców

czyli   Jaśnie Wielmożna Piwonia...



Według legendy, jaką opowiada się w krajach śródziemnomorskich, Paeonia była nimfą, która została przemieniona we wspaniały, bujny kwiat o tysiącu płatków.






Piękne kule kwiatów i niezwykła woń...
Podobnie jak zapach papierów, których urokowi nie mogłam się oprzeć:-)
I choć kolekcja dotyczy pięknych gardenii to zapach mają równie piękny, a i barwy spójne...:-)












W moim ogrodzie cieszyły oko: bulwiaste różowe (przyjechały od cioci z Olsztyna) i bordowe niczym maki.
Nie zakwitła cudna biała o dziesiątkach płatków. Dostałam ją w zeszłym roku od babci. Mam nadzieję, że za rok...
Niestety już przekwitły:-(







Jeśli się dobrze przyjrzycie, to zobaczycie na płatku pająka:-)








Trochę zdjęć się nazbierało ale piwonie uwielbiam i nie mogłam się im oprzeć...

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Czas przetworów - truskawki

Podobno sezon na truskawki już się kończy...??? :-(
Nie podoba mi się to bo mogłabym je jeść na śniadanie, obiad i kolację.
Ostatnio odwiedzili nas moi rodzice i przywieźli dla dzieci świeżutkie owoce, prosto z krzaczka. Dostało się i mi...:-)
Ten smak, kolor - co tu dużo mówić je się te pyszności oczami:-)
Wikunia też zasmakowała - podobno truskawki uczulają, więc dostawała po troszku. Teraz jest zatwardziałym smakoszem. A je z takim apetytem, że mi "cieknie ślinka" jak na nią patrzę:-)



Poza tym uwielbiam czerwień. Dodaje energii i rozwesela. Przewija się w wielu miejscach w domu, szczególnie w kuchni. Mlecznik aktualnie stał się wazonikiem dla kolejnego polnego bukietu. Trawy też wyglądają cudnie...


No dobra ale skoro sezon się kończy, to chciałabym się z Wami podzielić moimi sprawdzonymi przepisami na dżemiki.

Na zimę przygotowuję nam kilka rodzajów konfitur:
  • truskawki z octem balsamicznym i sokiem z cytryny
  • truskawki z anyżkiem
  • truskawki z czereśniami
  • truskawki z rabarbarem
Cukru używam możliwie najmniej, "temat" szlifuję w trakcie smażenia i ciągłego konsumowania:-)
Po odszypułkowaniu i umyciu truskawek zasypuję je odrobiną cukru i pozostawiam na kilka godzin. Odlewam sok i dopiero smażę.
Podczas całego procesu też nad nim panuję - tzn. co chwilę odbieram nadmiar soku. Butelkuję go i pasteryzuję. Doskonale pasuje dolany do herbatki, do jogurtu z płatkami owsianymi, do lodowego "szejka", jako polewa do kaszy manny lub przerobiony na galaretkę:-)


Konfitura truskawkowa z octem balsamicznym i sokiem z cytryny:

2 kg truskawek
sok z jednej cytryny
1-2 łyżki octu balsamicznego
laskę wanilii
cukier

Truskawki podsmażam z cukrem na patelni (jeśli są duże - wcześniej je rozdrabniam).
W trakcie dodaję laskę wanilii, sok z cytryny i ocet balsamiczny.


Konfitura truskawkowa z anyżkiem:

2 kg truskawek
sok z jednej cytryny
2 gwiazdki anyżu
szczypta czarnego pieprzu
cukier

Schemat jak wyżej - truskawki podsmażam z cukrem na patelni (jeśli są duże - wcześniej je rozdrabniam).
W trakcie dodaję gwiazdki anyżu, sok z cytryny i pieprz.

Konfitura truskawkowo - czereśniowa:

2 kg truskawek
2 kg czereśni
sok z jednej cytryny
1-2 łyżki octu balsamicznego
ewentualnie laska wanilii
cukier

Schemat jak wyżej - czereśnie i truskawki podsmażam z cukrem na patelni (jeśli są duże - wcześniej je rozdrabniam).
W trakcie dodaję sok z cytryny, ocet balsamiczny i wanilię.

Konfitura truskawkowo - rabarbarowa

2 kg truskawek
2 kg rabarbaru
cukier

Rabarbar myję, obieram i kroję w kostkę. Podobnie truskawki.
Podsmażam dodając cukier.
Tą konfiturę przygotowywałam też w piekarniku  (temp. ok. 180 st.) co chwila odsączając wydzielający się sok.



Podobno jeśli gorącą konfiturę przelejemy od razu do słoiczków, zakręcimy i postawimy do góry dnem, to też uda się ją bez problemu przechować przez zimę.
Ja jednak jestem nadgorliwa i dodatkowo pasteryzuję słoiczki a następnie ustawiam do góry dnem i otulam kocykiem:-)

Każda z Was ma zapewne swój sposób na sprawdzenie czy konfiturka jest już "gotowa" do włożenia do słoiczków. Przyznam się, że często to robię "na oko" ale jeśli mam wątpliwości to sprawdza się sposób na zimny spodeczek - mały talerzyk wkładam do zamrażarki. Odrobinę konfitury wylewam na dobrze schłodzony talerzyk i jeśli konsystencja mnie zadowala, kończę smażenie:-)

Teraz pozostaje mi jeszcze życzyć Wam:


środa, 15 czerwca 2011

Sałatka litewska - pyszna i kaloryczna:-)

Przede wszystkim chciałabym Wam bardzo podziękować za przemiłe komentarze! Cieszę się, że worek Wam się podoba. Mój młodszy synuś złożył zamówienie na podobny...:-)

Niestety w dalszym ciągu mam problemy z logowaniem się i wpisywaniem komentarzy (nawet na moim blogu mnie "wywala"). W związku z tym choć nie pozostawiam po sobie śladu, to w miarę możliwości, staram się Was odwiedzać.

Dzisiaj podzielę się z Wami przepisem na pyszną sałatkę litewską.
Odłóżcie na bok wszelkie diety odchudzające bo sałatka jest dość kaloryczna. I choć jej wygląd nie należy do najbardziej apetycznych to nie znam osoby, która by się jej oparła.
Kilka lat temu przywiozła ją do nas znajoma i od tamtej pory sałatka gości u nas na dobre. Powędrowała też do następnych smakoszy, którzy raczą się nią szczególnie w okresie grillowym:-)

Sałatka litewska:

pół bochenka pszennego chleba (najlepiej czerstwego)
35 dag sera żółtego
1 jabłko
3 ząbki czosnku
majonez
olej



Chleb kroimy w kostkę jak na grzanki. Smażymy na oleju do uzyskania "chrupkości" i złotego koloru.
W wersji light możemy przygotować grzanki w piekarniku bez użycia oleju. Testowałam ten sposób i choć zapewne sałatka będzie lżejsza, to osobiście bardziej smakuje mi ze smażonymi:-)

Ser kroimy w kostkę o średniej wielkości .
Jabłko obieramy ze skórki i ścieramy na tarce o grubych oczkach.
Czosnek przeciskamy przez praskę.

Jeżeli podajemy sałatkę od razu - mieszamy wszystkie składniki dodając majonez. Jego ilość ma być taka, że sałatka nie powinna "pływać" ale też nie może być sucha. Na powyższą ilość składników będzie to ok. 5-6 czubatych łyżek.

Jeżeli będziecie ją konsumować za jakiś czas, najlepiej jest dodać majonez przed samym podaniem. Grzanki wtedy nie nasiąkną a sałatka uzależni kolejnych żarłoków:-)


Sałatkę można podawać zarówno jako dodatek do mięs i kiełbasek ale równie dobrze smakuje bez towarzystwa innych potraw:-)
Oczywiście ilość czosnku można zwiększyć/zmniejszyć - wg własnych upodobań. Nie dodaję już żadnych przypraw (ewentualnie odrobinę pieprzu).

I uprzedzam, przygotujcie się na dokładki...:-)
Smacznego!

piątek, 10 czerwca 2011

Bo dziewczyny będą się bały....

Pewnego dnia Maksio (5 lat) wrócił z przedszkola i mówi:
Maksio /  mamo - muszę mieć worek na strój gimnastyczny
Ja / po cichu pomyślałam - gimnastykę i aikido ma już od ok. 2 lat, musi być jakieś drugie dno. Pytam się więc: a coś szczególnego masz na myśli? (mając już przed oczami lokomotywy i wagony, których jest wiernym fanem od kiedy skończył niespełna roczek)
Maksio / ma być pirrrracki!!!!
Ja / o to coś nowego (faktycznie się zdziwiłam bo Kapitan Hak to w naszym domu zdecydowanie młodszy synuś)

Nagryzmoliłam na kartce projekt worka, kupiłam tkaniny i wydrukowałam z netu motywy pirackie.
Pokazałam Maksiowi ugrzecznione czachy a on na to - Mama, to musi być straszne, tak żeby dziewczyny się bały...

No i się zaczęło - mój synuś już przeszedł przez pierwsze miłości w przedszkolu, podział na obozy dziewczyny - chłopaki, a teraz jest bieganie za dziewczynami i straszenie - choć widziałam ich w akcji i szczerze mówiąc to dziewuchy nieźle popędziły kota płci brzydkiej...:-)

W każdym razie  WOREK  PIRACKI  wyszedł mi tak:


Wymądrzać się na temat szycia nie mam zamiaru bo krawcowa ze mnie żadna. Maszynę do szycia mam od ok. 9 miesięcy a wcześniejsze moje łamanie igieł miało miejsce chyba w 5 klasie podstawówki:-)

Plan był taki, żeby worek był trochę marynistyczny i nadawał się też na wyjścia nad morze podczas urlopów (Ci z Was, którzy mają małe dzieci wiedzą ile gratów dzieci potrafią zabrać na plażę...).
Połączyłam więc moje ulubione kolory: granat, biel i malinową czerwień (na zdjęciach kolory trochę przekłamane).


Worek oczywiście na bazie walca, spód usztywniłam czymś czego używałam do uszycia lambrekina (pokażę go innym razem).
Najwięcej krwi napsuła mi kieszeń z ową czachą - ależ się przy niej nadłubałam... W efekcie usłyszałam od syncia, że mogłaby być straszniejsza ale niech już i taka będzie... Łaskawca...


Zamek wyprułam ze starych spodni, idealnie wpisał się kolorystyką.
Skoro miał być wygląd marynistyczny - musiał być sznurek. Dodałam go w dwóch miejscach wpuszczając w "szlufki": na dole worka...

i na górze worka...


Sznurek starałam się połączyć węzłem żeglarskim. Wybrałam tzw. prosty...


Podobno ten typ węzła jeśli jest źle wykonany, to mówią na niego "babski" - wcale się nie obrażę a braci żeglarskiej życzę "trzy stopy wody i dobrej pogody":-)
Do worka zdecydowanie bardziej pasuje "ucho" na jedno ramię. Ale z dziecięcych lat pamiętam, że to rozwiązanie nie jest zbyt wygodne dla malucha. Uszyłam więc dwie szelki, wypełniając je w środku watoliną (tak to się chyba nazywa), żeby nie obcierało delikatnego ciałka dziecka. Ze starego plecaka wyprułam "przedłużki z regulacją", żeby dopasować długość szelek do wzrostu.


Wszyłam je na dole pod skosem - tak dla wygody malucha:-)

Na górze dodałam jeszcze wieszaczek i doszyłam"dekielek" worka, w który wpuściłam gumkę, żeby nie wypadały skarby mojego Pirata:-) Zacisk do gumki też przywędrował z jakiegoś starego ciucha:-)


Na tym czerwonym podszyciu szelek planuję napis "Maksio" ale w temacie transferów jestem zielona więc sprawa musi dojrzeć...:-)

Pozdrawiam Was znad igły i miłego weekendu życzę!

wtorek, 7 czerwca 2011

Polne kwiaty

W czerwcu łąki zachwycają kwiatami, kolorami, zapachem...
Słońce praży, ptaki śpiewają... Głowa pełna marzeń i wspomnień...
Jako dziecko uwielbiałam biegać w zbożu, zrywać chabry i maki. Kłosy sięgały ponad głowę więc łatwo można się było skryć przed rozwścieczonym gospodarzem, który dbał o dorodne plony. Po takich zabawach zboże "kładło się" co rolnika wzbogacało o kilka siwych włosów:-)
W niedzielę byliśmy w uroczym miejscu, gdzie korzystaliśmy z pięknej pogody, gościnności znajomych i uroków natury (o tym innym razem).
Nie mogłam się oprzeć i zrobiłam sobie bukiet z polnych kwiatów...


Nawet synuś stwierdził, że "piękne są te fioletowe dzwoneczki":-)
Teraz dają radość oczom i towarzyszą przy nadrabianiu zaległości prasowych:-)



Pozdrawiam Was znad kolorowych łąk:-)

środa, 1 czerwca 2011

Minął maj w ogrodzie

Przede wszystkim chciałabym Wam podziękować za przemiłe maile i komentarze. Czytanie ich sprawia mi ogromną przyjemność i choć ostatnio wirtualny światek zdecydowanie "przegrywa" z ogrodem i piękną pogodą, to z pewnością nadrobię zaległości i Was odwiedzę.

Zresztą pewnie Ci z Was, którzy mogą się cieszyć wiosną w otoczeniu natury doskonale mnie rozumieją:-)
Mój ogródek jest jeszcze młodziutki ale radość z doglądania kwiatków, krzewów, drzew jest ogromna.
Poza tym dzieciaczki do woli tarzają się w trawie - jest cieplutko i mięciutko:-), podlewają roślinki i siebie nawzajem a najmłodsze maleństwo trenuje raczkowanie:-)
Minął maj a razem z nim przekwitły .... konwalie. Niestety choć wcześniej u nas gościły zdecydowałam, że ze względu na ich właściwości trujące bezpieczniej będzie je usunąć a moi mali ogrodnicy do woli mogą hasać wśród zieleni.
W zamian za to cieszyliśmy się szafirkami i tulipanami, które kwitły etapami.



Jedne przekwitały, następne piękniały... W tle widać jak pęcherznice i derenie też nie próżnują:-)


I te są śliczne choć kwitną zaledwie 3-4 dni:-(


Ale nie tylko żółcią oblewają się tulipanowe rabatki






Przekwitła też magnolia, która miała być biała a okazało się, że jest różowa...:-)




W podobnych barwach jeszcze głóg i bez



Bez już niestety nie pachnie ale za to peonie rozpoczynają swój sezon i wącham je, wącham i odpływam....:-)

Pozdrawiam Was gorąco choć za oknem właśnie hula burza!