piątek, 15 kwietnia 2011

Wiosna w natarciu

... wieczorami otwieram szeroko okno i upajam sie zapachem bzu - to usłyszałam wczoraj, jak rozmawiałam z moją przyjaciółką, która mieszka teraz we Francji. A u mnie był baner jeszcze ze śniegiem...:-)
Dzisiaj to nadrobiłam i podczas "wentylowania się" z córeczką zrobiłam kilka zdjęć.

Nie wiem o co chodzi ale ptaki przez całą zimę nie zjadły tyle co przez ostatni miesiąc - znowu mają pusto w swojej jadalni...


Hiacynty, które w zeszłym roku zdobiły mieszkanie a po przekwitnięciu powędrowały do ogrodu...


szafirkom też udało się zakwitnąć...

młodziutka forsycja...

i tulipany nabierają rozpędu


Mam nadzieję, że weekend będzie cieplutki bo czeka mnie trochę prac ogrodowych:-)

środa, 13 kwietnia 2011

Dzień Czekolady i ... niespodzianka!!!:-)

Godzina 22.00
Dzieci już głęboko śpią...
Chwila odpoczynku i czas dla siebie...
Ostatnie dni dają mi mocno w kość i wysysają resztki energii. Potrzeba utrzymania "stanu używalności" i natura łasucha daje o sobie znać i niczym głodny pies węszę za ... słodkościami. Nie ważna pora dnia czy nocy...
Godzina 22.15 kręcę się... kuchnia - spiżarka, spiżarka - jadalnia, jadalnia - salon; próbuję namówić męża na dodatkowe kalorie ale twardziel się nie daje... Mi silnej woli brakuje ale walczę... Próbuję zająć czymś myśli ale smak czekolady przegania wszystko...
Mmmm... czekolada, fondue czekoladowe z owocami lub tylko jedna mała kosteczka - i olśnienie! Ushii! Zapowiadała Dzień Czekolady! Przecież to właśnie dzisiaj! Lecę pojeść "oczami". Przebieram nogami myśląc co za słodkości przygotowały jej zwinne rączki. Aha! I dzisiaj wyniki losowania! Ciekawe do kogo powędruje jej piękny notes z własnoręcznie wykonaną kameą... i lniane magnesy - misterna robota...
Otwieram ... i własnym oczom nie wierzę!!! Notes leci do ... Sielskich klimatów!!! MÓJ  CI  ON!!!
Widzieliście z pewnością radość dziecka, które dostało swój wymarzony prezent! Tak właśnie cieszę się teraz, papucha od ucha do ucha:-) Szczególnie, że kamea Uli to obiekt moich westchnień od kiedy Ilooka pokazała ją na swoim blogu.
Radość i niedowierzanie!!!:-) Idę na czekoladę! A co tam!
Na pożegnanie pokażę Wam jeszcze moje decoupagowe jaja.
Niebieskie - rustykalne (z krakiem jednoskładnikowym)




i trzy różano-niezapominajkowe (z krakiem dwuskładnikowym) - te przypadły do gustu mojej mamie więc pojechały na Mazury:-)





piątek, 8 kwietnia 2011

La Provence i lawendowe ... jaja

Lavandula - "co by bez niej zrobił przemysł pocztówkowy? Niekończące się rzędy, rozległe pola z jakąś szacowną budowlą w tle lub rozpromienionego wieśniaka na pierwszym planie lub bez niej. Lawenda jest prowansalską flagą. Ma swoje muzeum (w Coustellet), jarmark i festyny na swoją cześć oraz Appellation d'Origine Controlee (AOC), która to instytucja odróżnia najlepsze rośliny od tych mniej aromatycznych. Jest bez wątpienia jednym z najpiękniejszych widoków lata" (Prowansja od A do Z, Peter Mayle).
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że podobno każdy, kto rozpoczął swoją przygodę z decoupagem musi przejść przez etap aniołków i lawendy... Sztampa tych pierwszych mnie nie dopadła za to pod urokiem lawendy trwam i przestać nie zamierzam:-)
Zapach, kolor, właściwości lecznicze - to główne zalety tej pięknej rośliny. Kojarzy mi się z pięknym błękitem nieba w samym środku gorącego lata... i z Prowansją, która jest Nr 1 na mojej liście dalszych podróży...
Dlatego też rok temu postanowiłam zrobić lawendowe jaja na gęsich wydmuszkach.


Chciałam, żeby były w chłodnej bieli. Długo dorabiałam kolor tak, żeby był idealnym tłem dla lawendowych wzorów z serwetki. Jak już udało mi się uzyskać oczekiwany efekt, przykleiłam motywy i po tych żmudnych czynnościach chciałam przyspieszyć lakierowanie używając preparatu w sprayu. Moja niecierpliwość została ukarana - narobiłam zacieków a długo "dopieszczana" biel zrobiła się "staro-zółta". Wściekła schowałam jaja do kartonu by nie szpeciły i nie denerwowały mnie więcej - całkiem wyrzucić nie miałam serca... Tak jak i teraz wyciągając świąteczne dekoracje... Brak im wykończenia ale atłasowe tasiemki jakoś mi nie pasują, rafia i wszelkiego rodzaju ozdoby biżuteryjne też nie. Pozostawiłam je na tym etapie i ostatecznie dołożyłam  suszoną lawendę z ogródka, której kolor wyblakł ale aromat pozostał. Stały się dekoracją łazienki stąd "wazonikiem" dla lawendy jest gąbka z włókna agawy:-)




Dawniej, kiedy nie było jeszcze maszyn lawendę ścinano przy użyciu faucille (sierp). Jedną ręką zbiera się łodygi w ciasny pęczek a drugą ścina, zamaszyście pociągając sierpem. Łatwizna...:-) Ponieważ w moich rękach to narzędzie byłoby dość niebezpieczne, do cięcia skąpych ilości ziela używam sekatora:-)



I nawet gwiżdżący wiatr za oknem i padający deszcz, które mi towarzyszą przy pisaniu tego posta nie są w stanie przegonić marzeń o upalnych dniach w Prowansji, gdzie korzystając z uroków cienia można bezkarnie leżeć i słuchać cykania cigales, brzęczenia pszczół w kępkach lawendy i plusku chłodzących się ciał w basenie...

wtorek, 5 kwietnia 2011

Poziomkowe jaja

Zawieszki z MDF-u, serwetki i szablon - tak powstały decoupagowe poziomkowe jaja.
Dzieciaczki mi chorują więc raczej nic ambitnego na święta nie powstanie:-)




Cieniowania bardzo delikatne a z drugiej strony przetestowałam szablon.



Mam nadzieję, że poziomki przegonią wszelkie choróbska z naszego domu. Póki co raczę się ziółkami z wielkiego kubasa - choć mój mąż twierdzi, że bardziej mu to przypomina nocnik niż kubek:-)
Nocnik nie nocnik, mi się podoba. "Z gustami się nie dyskutuje..."