czwartek, 31 marca 2011

House of orchids...

Jakiś czas temu powstał komplecik: osłonka i konewka (technika - decoupage).


Uwielbiam storczyki, szczególnie kwitnące w odcieniach pastelowej bieli (jest taki kolor...?).
No i właśnie dzisiaj  owy storczyk postanowił nie cieszyć dłużej moich oczu i zrzucił praktycznie wszystkie kwiatki.
W taki właśnie sposób podpisał na siebie wyrok bo coś czuję, że przy mojej systematyczności w podlewaniu (= 0), pamiętaniu, że ten biedak gdzieś stoi i należy go co jakiś czas doglądać (= 0) i mówieniu do niego (= 0) - nie dotrwa do następnego kwitnienia... No, chyba że przyjedzie szwagierka i własnoręcznie będzie go reanimować (ma w domu piękny poligon storczyków)

A od technicznej strony decoupagu - czy ktoś z Was miał do czynienia z lakierami wodoodpornymi na bazie wody? Poniższy komplet lakierowałam śmierdziuchem. Nic się nie dzieje po wielokrotnym zetknięciu z wodą. Ale generalnie nie lubię tego typu lakierów - cuchną i pędzle trzeba myć rozpuszczalnikami. Podobno są lakiery wodoodporne, które można śmiało używać w domku i nie wytłuc latających wokół much...:-)
Będę wdzięczna za Wasze podpowiedzi.

poniedziałek, 28 marca 2011

Zabawa blogowa: 10 informacji o mnie

Ostatnio Zosia z bloga Polonica: Home Again zaprosiła mnie do zabawy: 10 informacji o mnie.

Nie jestem nader wylewna jeśli chodzi o moje życie osobiste ale ta zabawa to ukłon do moich miłych Podczytywaczy; mam nadzieję, że pozwoli Wam to trochę lepiej mnie poznać.
Uwielbiam bowiem kontakty z nowymi osobami, wymianę poglądów, zainteresowań. To moja pierwsza (1) przypadkowa cecha. Cenię sobie towarzystwo, bez ludzi nie potrafiłabym żyć – jestem osobnikiem typowo stadnym więc gdybym to ja była Robinsonem Crusoe – pewnie bym nie przeżyłaJ.
Jednak mimo tego „głodu kogoś obok” ważna jest dla mnie wolność i niezależność (2). Trudno mi się podporządkować cudzym poleceniom. Nie można ze mną nic robić na siłę, bo skutek będzie odwrotny.
Nie lubię też pantoflarstwa i lizusostwa (3). Oczywiście jak większość z radością przyjmuję słowa pochwały ale tylko wtedy gdy są one autentyczne. Nie znoszę niedomówień, niejasności i kłamstwa.
Jestem zodiakalnym Baranem, którego żywiołem jest ogień (4). Podobno osoby spod tego znaku jak wybuchną potrafią zużyć powietrze, zagotować wodę i przypalić ziemię… - coś w tym jest… Przebywanie ze mną jednak nie jest takie trudne, jeśli należycie się ze mną postępujeJ Do perfekcji opanował to mój mąż…J Odwzajemniam mu się jednak pięknym za nadobne bo on również jest spod znaku Barana… J
Trudno mnie opanować (5) – szczególnie gdy się do czegoś zapalę. Jestem impulsywna i łatwo mnie zarazić nowymi pomysłami i przedsięwzięciami.
Pełna optymizmu działaczka (6), że tak to nazwę. Nie potrafię usiedzieć w miejscu, „nosi” mnie na każdym kroku, drzemią we mnie pokłady niespożytej energii. Trochę taka niespokojna duszaJ Nie lubię monotonii i chętnie uczę się nowych rzeczy (7). Dużo wymagam od siebie, jestem ambitna i często chwytam się zbyt wielu obowiązków jednocześnie a doba ma zawsze tylko 24 godziny… Świadomość „braków czasowych” i fakt, iż nie znoszę połowicznych rozwiązań (8) powodują, że „rośnie mi ciśnienie” i staję się nieznośna, kapryśna, humorzasta a nawet kłótliwa. Potrafię wybuchnąć, wykrzyczeć ale po „rozładowaniu” przechodzę do porządku dziennego. Niestety najdotkliwiej odczuwają to najbliżsi…L
Domatorem nie jestem (9) ale o dom i rodzinę staram się dbać bez zarzutu, to oni są zawsze na pierwszym planie i to „pod nich” układam swój kalendarz – choć przyznam, że czasami ciężko mi z czegoś rezygnować…
No właśnie – miało być krótko i zwięźle a mamy niezłe wypracowankoJ To kolejna moja cecha – gadulstwoJ (10).

Drobnym druczkiem - powyższe cechy nie są próbką reprezentatywną:-)

Pozdrawiam Was i życzę wiele radości i optymizmu!
A to tegoroczne krokusy z mojego ogroduJ



A do dalszej zabawy (chyba zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami) zapraszam jeśli się zgodzą i mają ochotę:
- scrapującą Kamilcię prowadzącą bloga Takie tam dłubanie - uwielbiam oglądać jej prace
- Magmark prowadzącą blogi: Fotografia, Podróże z dzieckiem oraz Ogrody Markiewicz, która mieszka na Mazurach - w moich dziecinnych, rodzinnych stronach

sobota, 26 marca 2011

Pieczenie chleba

I znowu śnieg:-(
Mój synek jak zobaczył biel za oknem ze zdruzgotaną miną stwierdził: "przecież my już topiliśmy marzannę w przedszkolu... już przyszła Pani Wiosna to skąd się wzięła zima...?"
Młodszy synuś z kolei chodzi spać i wstaje ze swoim pierwszym kaskiem i tylko czeka kiedy będzie mógł poszaleć na rowerze.
Za to najmłodsza latorośl jest na etapie próbowania jedzonka i wcina iście wiosenny chlebek z koperkiem. A to za sprawą nowej foremki do pieczenia.
Jakiś czas temu zamówiłam garnki rzymskie. O ich zaletach wspominał nam jakiś czas temu znajomy z Niemiec - tam bowiem znajduje się fabryka firmy Roemertopf.
Wczoraj przetestowałam pierwszy chlebek z nowej foremki wg przepisu z Pracowni Wypieków. Na pierwszy rzut poszedł chlebek pszenny. Przez ostatnie 2 tygodnie gościła u nas szwagierka i objadałyśmy się jej chlebkiem żytnim z ziarnami - tak więc dla odmiany upiekłam "aksamitny chlebek z serkiem ricotta i koperkiem".


Chlebek był gotowy wczoraj późnym wieczorem ale nie mogłam się oprzeć i zjadłam przylepkę:-)
Na dzisiejsze pytanie:
- "na co macie ochotę na śniadanko"
z małą sugestią
- "mama upiekła wczoraj pyszny chlebek"
mój synuś krzyknął "ja chcę bułeczkę!"
- mały niewdzięcznik...:-)
Później jednak z apetytem pochłonął kanapeczkę z ulubionym miodkiem.
Ja się za to delektowałam chlebkiem z żółtym serem i rzeżuchą... Smakowało wybornie...

czwartek, 17 marca 2011

Różany manekin

Jakiś czas temu kupiłam stojak na biżuterię w formie manekina - drewniana biała noga, niebieski korpus i druciane wieszaki. Totalnie nie w moim stylu ale idealny do przerobienia:-) Niestety nie zrobiłam zdjęcia "PRZED".
Odpiłowałam wieszak i pomalowałam pastelową orchideą. Jako motyw wybrałam róże. I tak powstał decoupagowy manekin.


Papier bardzo mi się podobał ale wycinanie gałązek, listków i innej drobnicy było dość pracochłonne. Później układanie wyciętych motywów na manekinie - to lubię najbardziej! - z założenia miało powstać coś nawiązującego do gorsetu. Jak już wszystko przykleiłam nadszedł moment lakierowania i szlifowania - tego szczerze nie cierpię... po 25 warstwach lakieru przestałam liczyć...:-) Dodałam jeszcze tasiemkę w miejscu wiązania gorsetu i ulubioną koronkę jako wykończenie. Tak prezentuje się z drugiej strony...



Lubię komplety więc ostatnio mimo totalnego rozleniwienia (chyba przesilenie wiosenne mnie dopadło) dorobiłam serce.


Ozdobiłam je od środka więc ominęło mnie żmudne lakierowanie. Oczywiście obowiązkowo tasiemka i koronka:-)



i z drugiej strony



Teraz pozostaje nam tylko czekać na róże w ogrodzie...


wtorek, 8 marca 2011

Niespodzianka...:-)

Muszę się z Wami podzielić moją dzisiejszą radochą!!!:-)
Pamiętacie decoupagową  szczotkę z szufelką?    ...



W trakcie jej ozdabiania otrzymałam informację, że w Cafeart organizowany jest wiosenny konkurs.
Mój komplecik idealnie wpisywał się w zasady regulaminu. Po kilku dniach zastanawiania się, postanowiłam wziąć udział w konkursie.
To są główne materiały, z których powstał komplecik:


Dzisiaj ogłoszono wyniki - WYGRAŁAM!!!:-)))
W konkursie wzięło udział 26 uczestników - dla zainteresowanych link do Cafeart w bocznym panelu bloga.

Buzia cieszy mi się od ucha do ucha!

Wiem, że zabrzmi to trywialnie ale takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Oczywiście każdy biorąc udział w zawodach, losowaniach, itp. liczy na nagrodę ale przyznam szczerze, że dla mnie tym razem liczyła się dobra zabawa. Decoupage sprawia mi dużą przyjemność, pomaga odreagować i oderwać się od codziennych obowiązków. Tym bardziej cieszy mnie dzisiejsza niespodzianka:-) Nagroda z pewnością nie będzie się kurzyła...:-)


Serdecznie dziękuję redakcji Cafeart za wspólną zabawę a wszystkim uczestnikom gratuluję pięknych prac.

Żegnam się z Wami wiosennie tulipanami, które dzisiaj dostałam od moich trzech najukochańszych chłopaczków:-)


piątek, 4 marca 2011

Decoupage dla mężczyzny

Wybieramy się na 50-te urodziny naszego znajomego. Będzie to impreza "jednocząca narody i pokolenia":-) Jubilat jest Białorusinem a razem z nami jedzie Niemiec:-)
Prezent został wybrany: dla osłody cukierasy w słoiczkach...



i ....



Co to jest? - 5 butelek wypełnionych przeróżnymi składnikami do samodzielnego wykonania nalewek. Zawartość każdej z nich jest o określonym smaku. Wystarczy jedynie dodać trochę "procentów", odczekać chwilkę i naleweczka gotowa:-)

Część męska naszej delegacji zleciła mi wykonanie opakowania:-) sugerując wykonanie koszyczka jak ten tutaj.
Zdecydowałam się jednak na coś innego. Kupiłam skrzyneczkę ze sklejki i zaplanowałam decoupage...



Wybrałam papier z samochodami retro ale niestety ta wersja odpadła. Samochody retro - czytaj stare - jakaś aluzja do wieku Jubilata....?:-) W ostatecznej wersji powstało coś takiego:







 na pamiątkę życzenia w trzech językach...


a tak z zawartością...


Mam nadzieję, że się spodoba:-)

Kochane kalorie

Tłusty czwartek w tym roku jakoś "uciekł" mojej uwadze. W natłoku różnych spraw nawet się nie zorientowałam, że mam okazję do bezkarnego, słodkiego obżarstwa:-) Mąż kupił delikatnie po pączku ale czułam niedosyt i postanowiłam wypróbować naleśniki Ilooki. REWELACJA!!! Gorąco polecam je wszystkim łasuchom - przepis znajdziecie tutaj.



Jedyne co zmieniłam, to nie mieliłam sera trzy razy a jedynie władowałam do miksera składniki nadzienia i na wysokich obrotach wszystko utarłam (a w tym czasie mogłam prowadzić ożywioną rozmowę z córcią - jest na etapie ba-ba-ba i jednocześnie bawić się w wojnę z synkami:-)). Całą rodzinką uwielbiamy naleśniki polane jogurtem więc zamiast "Ilookowej porzeczki" poszedł w ruch jogurt grecki z dużą ilością malin w syropie - własnej roboty rzecz jasna:-)



PYCHOTA, były dokładki...
I na tym obżarstwo tego dnia miało się skończyć...
Ale wieczorem przyjechali moi rodzice i maminka zaopatrzyła nas w wielką michę faworków!
Jechały z daleka..., trzy godziny siedziały grzecznie w aucie..., są bez konserwantów... od własnej mamy..., no przecież obrazi się jeśli choć trochę nie spróbuję... I tak usprawiedliwiając brak silnej woli, wciągnęłam mnóstwo pysznych kalorii po godzinie 20, poprawiłam po 21, jakoś tak przechodziłam akurat obok po 22..., hmmm... jest po 1 w nocy... w sumie jeden nie zaszkodzi....



Pierwszy raz robiłam też focaccię z ziarnami - jeszcze się studzi więc na jej temat podzielę się z Wami słówkiem przy najbliższej okazji.