sobota, 29 stycznia 2011

Jadą, jadą goście...

"- Zobacz Zdzichu, idzie do ciebie twoja teściowa.
- Coooo? Znowu tę cho*erę diabli niosą?
- Zdzichu, ale ona gęś niesie
- Mój Boże, jak to swój do swego ciągnie."

Wprawdzie teściowa nie przyjechała ale Posłańców wysłała a zamiast gęsi - pączki przekazała:-)
I jak tu nie kochać takiej teściowej...



Zdjęcie kiepskiej jakości, robione późnym wieczorem. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że gdybym poczekała do rana - pączków mogłoby już nie być:-)

Lubię jak przyjeżdżają do nas goście. Radość moja jest podwójna, gdyż płeć piękna tego zacnego towarzystwa dołączyła ostatnio do grona "zarażonych decoupagem". A to jej pierwsza "kaczuszkowa" praca:


Mam nadzieję, że uda nam się coś "powyklejać":-)

środa, 26 stycznia 2011

Zimowe zapasy

Dzisiaj słoneczko nas odrobinę rozpieściło

Zajrzało do okien i naładowało akumulatory - a przynajmniej mój, który ledwo zipie.
Jestem zdecydowanie ciepłolubna i jak dla mnie to zima mogłaby się już skończyć. Nie cierpię szarzyzny... brrr!!!
W dodatku nasze niektóre zapasy zaczynają się kończyć.

JESTEŚMY  POŻERACZAMI  MIODU!!! mniaaam...
Pychota! mniaaaam...
I jeszcze odrobinka...! mniaaam...

Śniadanko bez miodku i serka wiejskiego - oj, zapowiada to kiepski dzień...
Nawet gdy mężuś wykona swoją popisową jajecznicę, to i tak muszę zagryźć ... "małym co nieco" rzecz jasna:-)
Nasze "słodkie zapasy" uzupełniamy latem, a że "z pszczołami nigdy nic nie wiadomo" (jak by powiedział Puchatek), w poprzednim roku początek sezonu nie był miodem płynący...:-) Tak przynajmniej twierdził w czerwcu zaprzyjaźniony mazurski pszczelarz.
Od ręki kupiliśmy więc 4 litry przysmaku i zamówiliśmy kolejnych 12 z terminem odbioru w sierpniu.
I wiecie co, zgadzam się z Puchatkiem - "nie ma chyba smutniejszego widoku niż dno pustej baryłki na miód". Właśnie został nam ostatni słoiczek w spiżarce...:-(
Czterem brzuchom  (+ piąty, przyswajający póki co miodek z mlekiem mamy) grozi głodówka śniadaniowa...

Jedna porcyjka przypadła wprawdzie znajomemu, który uszczupla nasze zimowe zapasy o miodek i inne przetwory. Takie własnoręcznie zrobione przysmaki wymagają odpowiedniej oprawy. Słoiczkom uszyłam  więc kapturki i dodałam etykietki 




Brakowało tylko pudełeczka. Kupiłam więc kosz, doszyłam "wnętrze", włożyłam zapasy i w takiej formie powędrował prezencik za naszą zachodnią granicę - stąd ten "romantyczny język" na etykietach:-)




To wprawdzie nie "czas przetworowy" ale powyższa czerwień tak jak i dzisiejsze słoneczko dodaje energii:-)

wtorek, 18 stycznia 2011

Dzień Babci

Wszyscy moi bliscy znajomi i rodzina wiedzą, że nie mam kompletnie pamięci do dat:-) Jak tylko zbliża się "Czyjś Dzień" - patrz imieniny, urodziny, rocznica - dostaję wcześniej "telefon-przypominajkę". Najbezpieczniej, gdy jest on wykonany w dniu danego święta, w przeciwnym wypadku również istnieje ryzyko "przegapienia". Jedyna data, która trzyma się mej pamięci to 21 stycznia. W sumie nie wiem dlaczego... Jedno jest pewne w tym dniu świętują moje babcie i przyjaciółka z lat szkolnych - imieninowa Agnieszka:-)
Babcia - to z nią kojarzą mi się jedne z najpiękniejszych chwil w życiu.
To do Niej jeździłam na wakacje i ferie,
to Ona smażyła mi pyszne placuszki,
to z Nią grałam w chińczyka, warcaby, karty,
to Ona woziła mnie w wiklinowym foteliku na swoim rowerze,
to Ona organizowała mi pikniki nad jeziorem, a gdy zimą lód pokrywał taflę wody chodziłyśmy na łyżwy.
Krok w krok za Babcią.
To dzięki Niej mogłam wchodzić po krętych, drewnianych, skrzypiących schodach prowadzących na chór kościółka, gdzie nigdy nie widziałam innego dziecka i gdzie zamiast słuchać kazania liczyłam z góry czapki, kapelusze i głowy wiernych:-),
to Ona kazała mi "odwracać się do ściany", gdy wieczorem zasypiałam w Jej łóżku, podczas gdy Babcia słuchała telewizyjnych wiadomości :-),
to Ona robiła mi sweterki na drutach i chwaliła gdy pod Jej okiem udało mi się wydziergać szaliczek,
to Ona zabierała mnie ze sobą do pracy, gdzie mogłam podziwiać Ją w roli przedszkolanki,
to z Nią wylegiwałam się na kocyku słuchając śpiewu ptaszków i łapiąc promyczki słońca,
to Ona "wygrywała" mi swoją kolekcję płyt winylowych na starym gramofonie,
... mogłabym tak jeszcze długo a i tak nie opiszę wszystkich wspólnych chwil...
A teraz... mieszkamy daleko od siebie ale wiem, że często o mnie myśli. Ja o Niej też.
Na szczęście są telefony, choć Babcia broniła się długo przed jego posiadaniem. Efekt - często "całowałam klamkę", gdy Ją odwiedzałam - co jak co ale w miejscu to ta Kochana Kobietka nie usiedzi...:-)))
Kolor zielony to Jej ulubiony. Uwielbia "durnostojki". No to po kilku tygodniach pracy zmajstrowałam takie decoupagowe pudełeczko, które było prezentem od Mikołaja.




Na wieczku z jednej strony umieściłam ksero starego zdjęcia, na którym jest mama mojej Babci ze swoimi siostrami. Po drugiej stronie - moja Kochana Babcia ze swoimi dziećmi. Obowiązkowo kolor zielony w postaci bluszcza i paseczków. Pieszczotliwie zwracam się do Niej "Pani Babciu" - stąd etykietka:-) Wszystko delikatnie postarzyłam i zadowolona z efektu wręczyłam Nowej Właścicielce. A Babcia co... spojrzała i powiedziała, że czeka na obiecany prezent. Tysiąc myśli przebiegło mi przez mózgownicę i ... olśnienie! Bijąc się w pierś wiedziałam, że nie sprostałam... A jedyne o co mnie Babcia prosiła ostatnio, to choć parę zdjęć mojej rodzinki...
Nie pamiętam, kiedy ostatnio wywoływałam fotki. W dobie fotografii cyfrowej wszystko "kiszę" w komputerze. Zrobiłam więc porządki i wywołałam całą masę zdjęć. I zrobiłam opakowanie...:-) Kupiłam album, któremu troszkę zmieniłam okładkę... Tak, żeby pasował do pudełeczka... Oto i on:



Mam nadzieję, że tym razem Babcia będzie zadowolona...:-)

Całuski i przytulaski dla wszystkich babć w dniu ich święta!!!

środa, 5 stycznia 2011

(po)ŚWIĄTECZNE klimaty...

Tegoroczna choinka zagościła u nas na krótko. Szybko się wystroiła i równie szybko pozrzucała bombki. Dosłownie. Poza bombkami oczywiście całą furę igieł. Taki obraz zastaliśmy po powrocie ze świąt u rodziców.
Początkowo nie dawałam za wygraną. Cierpliwie posprzątałam potłuczone świecidełka, usunęłam iglany trawnik spod drzewka i przysiadłam obok z herbatką by rozkoszować się klimatem i zapachem świąt.  A tu trrach... kolejna bombka na podłodze... i moja cicha i nieśmiała prośba aby "Strojnisia" wytrzymała choć do Sylwestra i nie rozdziewała się za szybko. Chyba jej się to nie spodobało bo odpowiedziała kolejnymi dwoma zbomb(k)ardowaniami. I kolejnymi... A w tle szyderczy głosik męża: "oj droga będzie choinka w tym roku, droga...". Stwierdziłam, że koniec z tą zabawą i tak dwa dni po świętach choinka zakończyła swoją gościnę. Zostały tylko wspomnienia i zdjęcia...







Niestety niebawem trzeba będzie też się rozstać ze świątecznymi dekoracjami. Szkoda, lubię ten klimat. Nawet jeśli czasami wychodzi trochę pstrokato






Powyższy świerkowy wianuszek robiłam z moim czteroletnim Maksiem:-)






W tym roku moje dzieciaczki otrzymały "skarpety". Wcześniej nigdy ich nie używaliśmy, ponieważ w moim rodzinnym mazurskim domu była trochę inna mikołajkowa tradycja. 6 grudnia nie odwiedzał nas Mikołaj (jak to ma miejsce w Warszawie) tylko Szarak (czyli zając). I nie było żadnych skarpet tylko BUTY!!! Tak buty! I to porządnie wyczyszczone. Dzień przed wszyscy zasiadali do czyszczenia swego obuwia bo to gwarantowało otrzymanie prezentu - oczywiście poza faktem bycia grzecznym przez cały rok:-) I tak z wypiekami na twarzy dzieciaki szorowały wszystkie swoje cichobiegi a następnego dnia biegły rano sprawdzić ich zawartość. Później oczywiście było szukanie śladów na śniegu, wskazujących na obecność darczyńcy. A że ze śniegiem kiedyś nie było problemu (zima to zima!) a kotów w okolicy również nie brakowało, rodzicom nie trudno było potwierdzić odwiedziny szaraka z prezentami:-)
Oczywiście nie zrezygnowałam z tej uroczej tradycji i w moim obecnym domu również szarak wkłada prezenty do butów! Skarpety to taki dekoracyjny dodatek, a dzieciaki poznały inne obyczaje.
I tak dwie skarpetki dla synków (te kraciaste) i jedna dla córuni - choć ona z racji swojego podstarzałego 6-miesięcznego wieku przymierzała się by je skonsumować...:-)


Poza skarpetami dokończyłam styropianowe bombki, które przybrały formę "kolędowych damulek", wdzięcznie prezentując się w nutkowych świecznikach:-) ...

... a żeby nie było im smutno dostały towarzystwo "kolędowej świeczki" opatulonej a jakże w nutki...


... bombek w święta nigdy dość więc decoupagowe też zrobiłam:




Ta bombka najlepiej się prezentuje wisząc przy lustrze, gdy z każdej strony widać inną scenę... Dorobiłam do niej też lampion, który pięknieje wieczorami...


Teraz z nową energią w Nowy Rok!!!